Recenzje - Literatura

Zapraszamy na lewatywę

2006-12-06 11:58:32

 Właściwie każde słowo, wypowiedziane w odpowiednim towarzystwie, o odpowiedniej porze może zmienić nasz los, wynosząc na piedestał lub strącając w przepaść obojętności .Ciekawe, jak bardzo często żałujemy wypowiedzianych słów. Często oddalibyśmy wszystkie karty kredytowe i parę lat życia, be je zatrzymać w locie, zawrócić". To słowa zaczerpnięte z „Pozytywnych" Maćka Millera, pierwszej ( o czym informuje nas czwarta, rekomendująca książkę strona okładki) polskiej powieści, zawierającej w sobie „nieomówiony w literaturze polskiej temat metroseksualności". Zważywszy na zgoła negatywne opinie krytyków debiutowi autora towarzyszące, lepiej nie dociekać czy oddał on już „wszystkie karty kredytowe", chcąc zatrzymać „w locie" ukazanie się swej książki. Przeczyłby temu jednak fakt ukazania się jego drugiej powieści - ale o tym później.

Raczej pewne jest, a mówię to ze spokojem ducha, że doprawdy nic nie „zawróci" fatalnego wrażenia, jakie towarzyszy czytelnikowi podczas obcowania z dorobkiem prozatorskim (a o ile mi wiadomo, inny nie istnieje) Maćka Millera. Czym spowodowane jest aż tak drastycznie dojmujące wrażenie, skłaniające ku strąceniu zarówno „Pozytywnych" jak i „Zakrętu hipokampa" w „przepaść obojętności"? Wachlarz przyczyn jest rzeczywiście zaskakująco szeroki. „Pozytywnych" spróbował Miller wylansować, opierając się na - skądinąd przytomnym - stwierdzeniu, że należy grać na strunach i sprężynach dotąd nieporuszonych. Stąd jego paląca skłonność ku przesycaniu fabuły na wskroś aktualnymi, w zamiarze twórcy kontrowersyjnymi wtrętami. Stąd również cała plejada równolegle i z zaskakującą częstotliwością się pojawiających: giertychów, lepperów, pedofilów, kaczorów, gejów i lesbijek, uciskanych i oprawców, czarnych i białych. „Pozytywni" zawierają w sobie HIV, to powieść o człowieku pięknym trzydziestoletnim, który naznaczony został tragedią nosiciela. A w zasadzie o chłopaku próbującym „normalnie", czyli z podniesionym czołem przebrnąć przez „czas, który pozostał". Skojarzenia z niedawnym filmem Francois Ozona („Le temps, qui reste") pojawiają się cokolwiek słusznie, jednak format zarówno samych tu przyrównanych twórców, jak i ich tworzyw, rażąco jest niejednakowy.

Maciek Miller, prywatnie lekarz medycyny, postawił na drażliwy temat, pragnąc nadrobić intensywnością i aktualnością społecznego zaangażowania niedostatki własnego pisarstwa. Jego protagoniści od momentu rynkowych narodzin „Pozytywnych" walczyli o to, by książkę tę przyjmować życzliwie, czyli z szeroko otwartymi ramionami i oczami, przez wzgląd na podejmowaną tam, z odwagą (choć niekonsekwentnie), tematykę, nie bacząc wcale na literackie aspekty. Nic, tylko ubrać Millera w bufiastą suknię, cofnąć sto trzydzieści lat wstecz uprzednio zmieniwszy płeć i nazwisko na Orzeszkowa i uwieńczyć cały zabieg ufryzowaniem ( go/jej) w kok. Słowem: widzieć samą szlachetność przyświecających idei, a pozbawiony życia, szablonowy, tuzinkowy i częstokroć nieporadny język i warsztat autora zamiatając w niewidoczny kąt. Słowem: naszyć na „Pozytywnych" i „Zakręt hipokampa" łatkę powieści tendencyjnej. Rzeczywiście, elementy świata w powieści przedstawionego podporządkowane są wyłożeniu tezy naczelnej, liczy się sam aktualny, zatem doraźny, często moralny leitmotiv - sam w sobie wystarczalny, spełniony, mieniący się znaczeniami. Czytamy zatem o sztucznej warszawce, kulisach medialnego świata, opływającego w syntetyczny splendor gwiazd i gwiazdeczek. Są również osobiste doświadczenia szpitalnej traumy, percepcja świata przez pryzmat choroby i świadomość śmierci. Papierowość postaci, potraktowanych (jak wiele pozostałych składników powieści) sztafażowo, nie pozwala jednak wczuć się dostatecznie w ich los - ogląda się je jak sklepowe witryny, przechodząc od jednej do następnej. A sama fabuła? Stanowi również pretekst, tło, aspekt podrzędny i podwładny wobec naczelnej „tezy". Cudzysłów jest tu zupełnie na miejscu, szkopuł bowiem tkwi w tym, że samo postawienie problemu, bez psychologicznych, etycznych czy jakichkolwiek nad nim refleksji - nie wystarcza. Nie kupuje się tego, co pobieżne, jakby „w locie" obmyślone i zapisane. W rezultacie „teza" - hasło, które samo jest niewyraziste, nie posiada mocy przebicia, by wynurzyć się z toni nijakości niewyrazistej fabuły. Tak bez końca, statycznie i pasywnie.

Poruszana jest ponadto nagląca i „na czasie" kwestia homoseksualizmu i homofobii. Na nieszczęście Millera, równolegle (i na dodatek z rodzimej korporacji ha-art!) w książkowym obiegu znalazł się zaskakująco udany (anty)gejowski epos „Lubiewo", niepokornie wyszydzającego wszystko i wszystkich (łącznie z sobą samym) Witkowskiego Michała - Michaśki literatki. A co gorsze, z przysłowiowej już „warszawki" niejaka MC Doris - Masłowska wyszydziła dla siebie, bagatela, literacką Nike. Nic dziwnego, że czysto w tym wypadku teoretyczny czar prozatorskiego talentu Millera (i to nie dlatego, że nikogo nie wyszydza), pryska w okamgnieniu. Najgorzej, kiedy Miller przez pryzmat pojedynczych zdarzeń pragnie wygłaszać sądy uniwersalne o kondycji ludzkiej, życiowe, głębsze. Otrzymujemy wtedy karykaturę ideologiczną, „estetykę Bajmu skrzyżowaną z Michałem Wiśniewskim", która dobrze legitymizuje się w słowach : „Polityka, dyplomacja, marketing, aktorskie sztuczki - mój Bóg tego nie potrzebuje". Wszystko to doskonale zawieszone w próżni i zupełnie nieadekwatne.

Zakręt hipokampa", jak przystało na książkę wyszłą spod pióra prozaika - lekarza czy lekarza - prozaika, umiejscowiony pod względem rozgrywanej akcji został przede wszystkim w szpitalu. Nietrudno zatem domyślić się, że bohaterami muszą być głównie jego pracownicy. Poza tym, że jest to powieść o zdecydowanie najgorszej okładce, jakiej ostatnimi czasy miałem możność widzieć, warto skupić się na aspektach pozostających w mocy i władaniu autora książki.

Nie wgłębiając się już w kwestie poligraficzne, na które pisarz raczej nie ma wpływu, przyjrzyjmy się tedy materii literackiej. „Zakręt hipokampa" brzmi dość egzotycznie dla niewprawionego w terminologię medyczną oka. O czym jest mowa wyjaśnia w trakcie narracji szczegółowo sam autor: „Wzrost amplitudy wyładowań elektrycznych w pobliżu struktur mózgowych, zwanych zakrętem hipokampa, może być przyczyną zachowań agresywnych, nerwicy natręctw, a także déjà vu". W razie niejasności objaśnia znów: „Z kolei wzajemne interakcje pomiędzy komórkami jąder interstycjalnych podwzgórza, ciała migdałowatego warunkują najprawdopodobniej zachowania erotyczne i wpływają na kształtowanie się orientacji seksualnej". Wyjaśnić to może nieustannie się w prozie Millera przewijający ładunek homoseksualnej miłości, którą autor motywuje naukowo, próbując przedstawić jej rzeczową diagnozę. Rezultat jest jednak taki, że prócz niewątpliwych wartości poznawczych, czytelnik miejscami czuje się niczym widz serialu „Ostry dyżur" lub, bardziej swojsko - „Na dobre i na złe". Kiedy gubiąc się w nieustannie wymienianych terminach chirurgiczno - pediatrycznych, oszołomiony, po prostu trzyma kciuki za powodzenie operacji i zupełnie nie rozumie, co dzieje się wokół.

W „Zakręcie hipokampa" czytelnik zostaje wplątany w niesamowicie bieżący problem pedofilii. Na dodatek, prócz społecznie zaangażowanego, otrzymujemy ładunek cokolwiek kryminalny, który przejawia się w kontekście poszukiwania sprawcy gwałtu na nieletniej Karolince, wychowance sierocińca. Sprawę wyjaśnia Olaf, nowoprzybyły lekarz, miastowy, który przekroczył małomiasteczkowy próg i zrazu traktowany jako intruz, rozwiązuje dzięki bystrości umysłu zagadkę: pedofilem okazuje się być... Dbałość o niezaspokojenie ciekawości czytelnika każe mi w tej chwili zamilknąć. Charakterystyczne, że Miller przy okazji swej drugiej powieści rezygnuje już z głoszenia ideologiczno - moralnych prawideł, całą mocą skupiając się na jątrzącym go problemie.

Każdy/a z nas ma swój sposób interpretacji otaczającej go/ją rzeczywistości, posiada również wobec niej konkretne oczekiwania. Jakie oczekiwania może posiadać przy okazji prozy Maćka Millera czytelnik - homoseksualista? Istotnie w tym kontekście przedstawia się motyw lesbijskiej miłości w „Zakręcie hipokampa". Książkowa Matylda - lesbijka z przeszłością, doświadczyła już gorzkiego odtrącenia i społecznego potępienia mieszkańców, którzy, jak to często bywa, o wszystkich wszystko doskonale wiedzą. Okazuje się, że sama obecność motywu lesbijskiej miłości jest już satysfakcjonująca dla zainteresowanej tą tematyką rzeszy odbiorców. Co więcej, uczucie zadowolenia jest tak duże, że niekiedy stymuluje daleko idącą nadinterpretację. Potwierdza to wypowiedź wzięta z portalu internetowego les.art.pl. Wzruszona czytelniczka - homoseksualistka, utożsamiając się z bohaterką cieszy się, gdy tamta „bierze sprawy w swoje ręce", a jednocześnie żałuje, że Matylda wraz ze swą partnerką nie będzie mogła zaadoptować ofiary pedofilskiego procederu, choć w samej książce nie było o tym najmniejszej wzmianki. Postać Matyldy jednak najwyraźniej ucieleśniła jej własne pragnienia, dając tym samym upust nagromadzonym uczuciom. Każdy, jak widać, ma swe oczekiwania także wobec literatury.

Oddaje to dobrze kondycję pisarską Maćka Millera, który nie prezentując dotychczas większego prozatorskiego talentu, pragnąc wypłynąć chwyta się społecznego nurtu w literaturze i tym samym wypełniając zapotrzebowanie na czytelniczo dotąd nieodkrytą tematykę. Tym intensywniejsze okazuje się uczucie niedosytu, gdy podczas niewydłużonego czasu czytania tych bezpiecznych, bo (przez wzgląd na powierzchowne potraktowanie tematu) niewymagających głębszych refleksji powieści, odczuwamy nieustanne uczucie zubożenia, braku pasji i zacięcia. Brak zaangażowania w zaangażowanej literaturze to grzech ciężki, za który się płaci nie kredytową kartą. „Pozytywni" i „Zakręt hipokampa" są nośnikami długich, w większości mdłych komunałów, gdzie obok moralnych haseł ( „staram się słuchać tego, co mówi do mnie papież") znajdują się również niewybredne, sztubackie zaproszenia „na lewatywę". Szkoda jednak, że z tych kontrastów nic nie wynika. Ot, żarcik dla rozprężenia. Dysonansów takich jest wiele i doprawdy bez ironii trudno dokonać ich syntezy, co jednak pozostaje w sprzeczności z zamysłem autora, który zdaje się kreować swój literacki świat na serio i w kategoriach raczej binarnych, bo posługując się czernią i bielą. Czy proza Millera, negatywnie (choć to "Pozytywni") przyjęta, może wyjść z zakrętu (choćby hipokampa), skoro nie znalazła się jeszcze na prostej?

Grzegorz Czekański

Maciek Miller, Pozytywni, Korporacja ha-art!, 2005
Maciek Miller, Zakręt hipokampa, Korporacja ha-art!, 2006

Słowa kluczowe: Pozytywni, Maciek Miller
Komentarze
Redakcja dlaStudenta.pl nie ponosi odpowiedzialności za wypowiedzi Internautów opublikowane na stronach serwisu oraz zastrzega sobie prawo do redagowania, skracania bądź usuwania komentarzy zawierających treści zabronione przez prawo, uznawane za obraźliwie lub naruszające zasady współżycia społecznego.
Zobacz także
Miły dom nad jeziorem
Miły dom nad jeziorem - recenzja komiksu

Oceniamy pierwszy tom apokaliptycznego horroru.

Sierociniec janczarÃłw
Sierociniec janczarów - recenzja książki

Nowy kryminał Piotra Gajdzińskiego.

Batman
Batman: Wyjątkowo mroczna noc - recenzja

Nowe przygody Mrocznego Rycerza.

Polecamy
Opowieści o Ojczyźnie
Opowieści o Ojczyźnie - recenzja książki

Jakie są historie o ojczyźnie Dmitry'ego Glukhovsky'ego?

Hikikomori. Historie o uciekaniu w samotność
Hikikomori - recenzja książki

Pola Rise podjęła się wykonania niezwykłego projektu. Czy warto po niego sięgnąć?

Ostatnio dodane
Miły dom nad jeziorem
Miły dom nad jeziorem - recenzja komiksu

Oceniamy pierwszy tom apokaliptycznego horroru.

Sierociniec janczarÃłw
Sierociniec janczarów - recenzja książki

Nowy kryminał Piotra Gajdzińskiego.

Popularne
Hanna Lemańska nie żyje
Hanna Lemańska nie żyje

W niedzielę 31 sierpnia 2008 roku zmarła Hanna Lemańska-Węgrzecka autorka "Chichotu losu", "Aneczki" oraz "Jak będąc kobietą w dowolnym wieku zepsuć życie sobie i innym. Poradnika dla początkujących".

Fenomen Christiana Greya
Fenomen Christiana Greya

"50 twarzy Greya" to bestseller ostatnich miesięcy. Na czym polega fenomen książki i dlaczego kobiety niemalże każdego kontynentu zachwycają się Panem Greyem?

Brak zdjęcia
Ch. Bukowski - Najpiękniejsza dziewczyna w mieście

Można zakończyć robienie laski na kilka różnych sposobów. Można na przykład połykać i nie połykać. Charles Bukowski, natomiast robi czytelnikowi laskę, a następnie pluje mu jego własną spermą w twarz. A ten się jeszcze z tego cieszy.