Tequila. Liczba Bestii - recenzja
2018-10-17 10:06:26Trudno w dzisiejszych czasach w fantastyce o oryginalne światy. Twórcy zazwyczaj serwują nam odgrzewane kotlety, jak smoki, rycerzy, czy białogłowy w potrzebie. Pod tym względem "Tequila. Liczba Bestii" Łukasza Śmigla jest wyjątkiem wśród polskich książek. Sięga nie tyle co do korzeni kultury europejskiej, a raczej w stronę miksu popkulturowego i amerykańskiego pulpu. Chociażby ze względu na to warto po nią sięgnąć. Przeczytajcie recenzję!
O co właściwie chodzi?
Czego by nie powiedzieć o Tequili, to równa babka. Przemierza bezwzględne pustkowia, staje pełną (bardzo pełną prawdę powiedziawszy) piersią w obronie innych i jak na starą pannę przystało ma kota. Właściwie to tygrysa, o imieniu Diesel, z którym porozumiewa się myślowo i po francusku.
Bohaterka jest dosyć wyrazistą główną postacią, to prawda, ale nie jedyną. W zasadzie to “Tequila. Liczba Bestii” ciekawymi personami stoi. Oprócz niej, równie istotnym bohaterem książki jest Cosmas Karacena - najlepszy rewolwerowiec w okolicy. Jego postać jest o tyle typowa, że przypomina stereotypowego tajemniczego podróżnika rodem z westernów (budzi skojarzenia z postacią Clinta Eastwooda w Trylogii Dolarowej). Na szczęście w typowości tej jest na tyle dobrze napisana, że czytelnik łaknie informacji dotyczących Karaceny i każdy fragment pisany z jego perspektywy czyta się przyjemnie.
Zresztą, to zaleta tej książki, autor posługuje się językiem płynnym i naturalnym. Co prawda brak wulgaryzmów paradoksalnie wskazuje na to, że treść przeznaczona jest raczej dla młodzieży (co to za postapo bez jednej, czy drugiej kurwy). Paradoksalnie dlatego, że zdarzają się sceny zdecydowanie dla młodzieży nieprzeznaczone, ale poza tym Łukasz Śmigiel zrobił kawał dobrej roboty w ożywianiu świata językiem.
Ale to nie wszystko
Oczywiście, jak na pulp przystało, są też inne, równie interesujące postacie. Są jeszcze ludzie pokroju Kabuki Joe, wyluzowanego starca będącego miłośnikiem mariguany, czy tajemniczego Kapitana. Jestem przekonany, że te sztandarowe przykłady zasługują co najmniej na własne opowiadania, a nawet, jeżeli twórcę poniesie fantazja, spin-offy. Mimo tego dobrze, że w tym przypadku autor skupia jednak historię wokół Tequili i Cosmasa. To sensownie utrzymuje akcję książki w ryzach i pozwala na faktyczne zaangażowanie czytelnika w ich przygody.
Łyżka dziegciu w beczce pulpu
A przygody te są pozornie minusem w ocenie. Można odnieść wrażenie, że dzieje się zdecydowanie za dużo, za szybko, a ostatecznie książka pozostawia po sobie niedosyt w postaci niedokończonych wątków. Poza tym, ze względu na prędkość akcji, świat wydaje się rozczarowująco niewielki. Niemniej, zarzuty tego typu, to minus tylko pozorny, dlatego, że pierwotnie przygody Tequili i jej przerośniętego kotka zostały rozplanowane na cały cykl książek i komiksów. Zresztą w produkcji jest już drugi tom. Raczej więc już prędzej, niż później czytelnicy będą mieli okazję lepiej poznać ten świat i jego, nomen omen, bohaterkę. Póki co ciągle można sięgnąć do komiksu narysowanego przez Katarzynę “Kiciputka” Babis pod tytułem “Władca Marionetek”, który chronologicznie następuje po wydarzeniach książki.
Aleksander Gałąska
fot. materiały prasowe