Żabeł na walijskim tropie
2007-07-23 17:50:25Po raz pierwszy zdarzyło mi się recenzować książkę, której nie ma na rynku księgarskim, choć już wkrótce na pewno zaczytywać się w niej będą wielbiciele dobrej zabawy.
Nie będę wdawać się w mniej lub bardziej skomplikowane wyjaśnienia, w jaki sposób książka dostała się w moje ręce, ale kiedy już przestałam rechotać (przepraszam z góry za te gadzie inklinacje) podczas lektury „Żabła Trojańskiego” Jana Siwmira, to z miejsca złapałam za pióro. Efektem tego są niniejsze peany pochwalne na temat tej pozycji literackiej oraz „blasków i cieni pracy za granicą”, bo taki książka nosi podtytuł.
Żabeł... to historia z pogranicza czarnej komedii, dobrej sensacji, z domieszką brutalnego real life. Poznajemy głównego bohatera Siwmira (całkowita zbieżność z osobą autora oczywiście jest przypadkowa), który nieopatrznie wplątuje się w międzynarodową aferę. Ów mężczyzna, zwany przez żonę „Żabłem” vel Tasmańskim Stworem na swoje (nie)szczęście poznaje osobliwego nastolatka Michała, syna prokuratora. W trakcie tego spotkania padają pewne słowa, które w znaczący sposób wpłyną na losy Siwmira i jego otoczenia.
Nie trzeba rodakom przypominać historii, jakie co jakiś czas pojawiają się na łamach prasy bądź na szklanym ekranie, a dotyczą mrożących krew w żyłach opowieści o losach Polaków poza granicami kraju. Wystarczy tylko wspomnieć o tzw. „obozach pracy we Włoszech”, a cierpnie nam skóra powlekająca nasze utrzymywane za minimalną pensję patriotyczne kości. I choć chciałoby się wyrecytować wierszyk „Kto ty jesteś? Polak mały” (ewentualnie zaintonować „Rotę”), to doskonale zdajemy sobie sprawę z ilości ludzi poszukujących pracy za granicą. Uściślając: pracy i wielkich pieniędzy.
Dopóki sprawy nie są nagłośnione przez media, ewentualnie rodzina za sprawą dzielnego detektywa R. nie rozpocznie poszukiwań (co nie wyklucza udziału TV), nie zdajemy sobie sprawy, jak wielu Polaków znęconych snem o bogactwie przepada bez wieści. Właśnie tajemnicze zniknięcia karierowiczów w Walii są powodem, dla którego Siwmir poproszony przez ojca wyżej wymienionego Michała przemierza wielką wodę, by pomóc policji. Abstrahując od tego, w jakim świetle stawia to polski wymiar sprawiedliwości, który musi posiłkować się cywilem (nota bene panem przedszkolanką), Żabeł dociera po licznych perypetiach na Wyspy. Rozpoczyna się akcja pod kryptonimem „Żabeł trojański”, a Siwmir ma tylko z pozoru łatwe zadanie. Wraz z Michałem ma mieć oczy i uszy otwarte i donosić na wszystko, co wydaje się być podejrzane.
Nie wiem, czy wynika to z polskich tradycji, ale początkującym szpiegom idzie całkiem nieźle wymyślanie kolejnych powodów zniknięcia Polaków - handel organami, wymiana materiału genetycznego, tudzież płynów ustrojowych.
Dzięki temu śledztwu autor przenosi nas do miejskiej dżungli, gdzie prace trzeba sobie „wychodzić” i gdzie Polak Polakowi wilkiem. Wyzysk pracowników, ekstremalne warunki mieszkaniowe, akordowy (czyt. morderczy) system pracy – oto upada sen rodaków o szukaniu łatwych pieniędzy i godnego traktowania poza granicami kraju. Po wielu trudach zagadka zniknięć zostaje rozwiązana i to w dość zaskakujący i makabryczny sposób.
Przez karty książki przewija się galeria ciekawych postaci, jak chociażby współlokatorzy Siwmira czy sympatyczne „ludzkie” pracownice hurtowni kosmetyków.
Żabeł rozwiewa wiele stereotypów zarówno tych dotyczących Polaków, jak i posiadaczy krwi walijskiej. Okazuje się, że nawet na Wyspach istnieje podwójna moralność i czasami nic nie jest takie, jakie się wydaje.
„Żabeł trojański” to książka tchnąca świeżością, humorem, a jednocześnie zawierająca trafne spostrzeżenia dotyczące polskiego społeczeństwa i zjawiska emigracji za chlebem. Można ją traktować jako swoisty podręcznik dla planujących wojaże, pozwalający uniknąć wielu pułapek i ... zapewniający rozrywkę w trakcie podróży.
Good work Panie Siwmir. A wszystkim rodakom na wyspach good luck!
Ps. Z najnowszych doniesień wynika, że już wkrótce książka będzie dostępna na stronach www.Godi.pl
Justyna Gul
justyna.gul@dlastudenta.pl