Recenzje - Literatura

Łuskajcie fasolę każdego dnia

2007-02-28 12:33:15

 Sytuacja jest nieco dziwna. Okazuje się, że czasem mówienie posiada prawie nieskończoną żywotność, że jak już się rozpędzi, rozgada, to koniec, wszystko inne przepadło. I my w tym przepadamy.

Najgorsze są rozmowy niechciane, które chciałoby się urwać po sekundzie, gdy czas niemiłosiernie dłuży się, rozwleka, jak podczas najgorętszych upałów, w spoceniu. Niekiedy zaś przeciwnie, spotykamy jakiegoś fascynującego, zdziadziałego gawędziarza, prawdziwego bajarza z życiorysem na końcu języka. Z otwartą jamą gębową słuchamy wynaturzeń takiego staruszka lub po prostu kiwamy głową, nerwowo zerkając ukradkiem na zegarek.

Rzecz ma się podobnie, jeśli by ją przełożyć na język literatury. Wpada się wtedy w głąb głębokiego leja wyłożonego papierem i słowami, przerzuca się kartki szybciej, coraz prędzej. I z zaciekawieniem czyta się. Łapczywie. Bo okazuje się, że mówienie można tak samo dobrze chłonąć z kart książki w twardej oprawie (stron, dajmy na to, czterysta), jak i czytać z ruchu warg. Jaką drogę odczytania wybierzemy, zależy oczywiście od chwili, od mocy, od przypadku. Jeśli zależy nam na słowie mówionym przeniesionym na papier, z pewną dozą szczęścia możemy trafić nawet na traktat. W skrajnych wypadkach szczęścia trafiamy właśnie na „Traktat o łuskaniu fasoli". Tak i ja trafiłem.

Najnowsza książka Wiesława Myśliwskiego jest czystym mówieniem. Zaczęło się. Zastajemy naszego bohatera w chwili, kiedy odwiedza go nieznajomy. „Przyszedł pan fasoli kupić? Do mnie? To przecież w każdym sklepie dostanie pan fasoli. Ale proszę, niech pan wejdzie". Wszedł nieznajomy i słucha. Musi słuchać, nawet przez grzeczność powinien. W książce Myśliwskiego wszystko podlega woli opowiadającego, który w swym rozmówcy szuka odpowiedzi, rozmówcy potrzebuje. Próbuje rozszyfrować z kim ma do czynienia, jaką zagadką obdarzył go tym razem na pozór losowy dobór zdarzeń. Tak naprawdę wystarczy sama jego (nasza) obecność plus dwoje uszu, zorientowanych na odkrycie życiorysu bohatera. Na poznanie Tajemnicy. Najlepsze jest to, że nie zapoznamy się nawet z imieniem naszego gawędziarza, nie doświadczamy tu imion prawie wcale, zupełnie jakby nie istniały, jakby nie były potrzebne. Owszem, pojawia się niejaki pan Robert, towarzyszące narratorowi psy, Reks i Łaps. I to właściwie cała plejada, okrojona do niezbędnego minimum. Podobnie ma się rzecz ze zbytecznymi w tym układzie nazwami miejscowymi, w których toczy się akcja opowieści. Myśliwski rezygnuje niemal zupełnie z nazywania wprost, i co najlepsze - okazuje się, że do poznania człowieka wystarczą treści jakie w sobie zawieramy, ślady wydarzeń pod postacią rys, które pod wierzchnią warstwą wyperfumowanej skóry nosimy. Bez podpowiedzi. Liczy się sama konwersacja, tu i teraz, nieistotne są szczegóły. Teraz, czyli zawsze, tu - więc wszędzie. Myśliwski pokłada olbrzymią ufność w moc słowa, w bliski kontakt, w bezpośrednią konfrontację, wymianę doświadczeń. Drąży, wypatrując sedna.

Książka skonstruowana jest w formę wielodygresyjnej gawędy, która osnuta jest wokół zmitologizowanego, przeszytego na wskroś tajemnicą bliskości aktu łuskania. Łuskania fasoli, ma się rozumieć. Nie byle jakie jest to łuskanie, to łuskanie łuskań! Łuskanie to nauka. „(...)jeszcze jaka nauka. Nauka nauk. Nie tylko rachunki czy polski. Nauka na całe życie. Rachunki czy polski i tak im z głów wywietrzeją. I nie do rachunków, polskiego będzie ich ciągnęło, gdy zostaną sami." Myśliwski, piewca wiejskiego życia, nierozerwalnie z jego rytmem związany, wydaje się być ściśle podłączony do mechanizmu prawideł przyrody, jakby jego krwiobieg nie zamykał się w ciele siedemdziesięcioletniego staruszka - a wychodził gdzieś poza, wpływając i komunikując się z krwiobiegiem natury. Co najważniejsze, Myśliwski ma wiele do przekazania, czuć, że posiada wprawę w opowiadaniu, że to jego żywioł, pomiędzy narracjami porusza się zgrabnie, ze zdyscyplinowaniem godnym pozazdroszczenia. Posiada wiele pokoleniowych, swojskich doświadczeń - dzieciństwo podszyte wojennym krajobrazem, dorastanie w nowym, socjalistycznym świecie, tworzenie tego świata, a wraz z nim prototypu nowego człowieka proletariackiej przyszłości. Poza tym praca na budowie (no to po szklanie i na rusztowanie), przy elektryfikacji wsi, jak przystało na budowniczego nowego ładu. Ponadto przygody z muzyką w amatorskiej, przyfabrycznej orkiestrze (rewelacyjny epizod chałturzenia podczas balu dla partyjnych eminencji). I przez to bogactwo doświadczeń pokoleniowych jego „Traktat..." ma dużą szansę na asymilację i zainteresowanie w gronie młodszych, czytelniczych pokoleń, pozbawionych generacyjnych wydarzeń lub obdarowywanych nimi na siłę, odgórnie, pod postacią kuriozalnych łatek Pokolenia JPII, B 16, Pokolenia Gadu-Gadu, „Generacji Nic", „Generacji Źle". Byleby pisanej z wielkiej litery.

Myśliwski to wymarzony Dziadek, który z werwą, z pasją, z niezbędnym, niepoprawnym często rozgadaniem snuje swe opowieści. Dziadek, którego się chce na własność. A my łuskamy, chcemy łuskać. Łuskanie zbliża, chodzi w nim o powtarzalność, która wymusza rozmowę, uruchamia chęć zwierzeń. Łuskanie fasoli to wiejska mantra, która przenosi, dzięki której docieramy gdzieś głębiej, gdzieś wyżej, gdzieś w siebie. Gdzieś tam czeka zrozumienie, Przypadek, sekret poznania. To wszystko dzięki łuskaniu? Kuriozalnej czynności, pozbawionej, jak się wydaje, najmniejszego metafizycznego sensu? A może jest coś na rzeczy. Być może nasz dziadek nie wciska nam takiego kitu, na jaki zasłużyliśmy, przecież starszy jest, widział wiele, pamięta wojnę. Nie wiem jak inni, ale ja łuskam. Ważne, że nie nuży, nie taki staruszek beznadziejny, jakim go malują. W „Traktacie o łuskaniu fasoli" wszystko jest ważne, nawet kapelusz nabiera jakiejś nieprzypadkowej, symbolicznej wartości. A mając tę przewagę, że trzymamy w dłoniach książkę, zawsze możemy przyspieszyć nieco, przekartkować gdy trzeba, ponaglić mówiącego. Tyle, że stracić możemy wtedy jakąś perełkę, jakiś ulubiony, długo wyczekiwany niuans. Lub przegapić całą Tajemnicę. Całą tę naiwną Tajemnicę.

Grzegorz Czekański
(grzegorz.czekanski@dlastudenta.pl)


Słowa kluczowe: traktat o łuskaniu fasoli, wiesław myśliwski, recenzja
Komentarze
Redakcja dlaStudenta.pl nie ponosi odpowiedzialności za wypowiedzi Internautów opublikowane na stronach serwisu oraz zastrzega sobie prawo do redagowania, skracania bądź usuwania komentarzy zawierających treści zabronione przez prawo, uznawane za obraźliwie lub naruszające zasady współżycia społecznego.
Zobacz także
Miły dom nad jeziorem
Miły dom nad jeziorem - recenzja komiksu

Oceniamy pierwszy tom apokaliptycznego horroru.

Sierociniec janczarÃłw
Sierociniec janczarów - recenzja książki

Nowy kryminał Piotra Gajdzińskiego.

Batman
Batman: Wyjątkowo mroczna noc - recenzja

Nowe przygody Mrocznego Rycerza.

Polecamy
Hikikomori. Historie o uciekaniu w samotność
Hikikomori - recenzja książki

Pola Rise podjęła się wykonania niezwykłego projektu. Czy warto po niego sięgnąć?

Batman
Batman: Wyjątkowo mroczna noc - recenzja

Nowe przygody Mrocznego Rycerza.

Ostatnio dodane
Miły dom nad jeziorem
Miły dom nad jeziorem - recenzja komiksu

Oceniamy pierwszy tom apokaliptycznego horroru.

Sierociniec janczarÃłw
Sierociniec janczarów - recenzja książki

Nowy kryminał Piotra Gajdzińskiego.

Popularne
Hanna Lemańska nie żyje
Hanna Lemańska nie żyje

W niedzielę 31 sierpnia 2008 roku zmarła Hanna Lemańska-Węgrzecka autorka "Chichotu losu", "Aneczki" oraz "Jak będąc kobietą w dowolnym wieku zepsuć życie sobie i innym. Poradnika dla początkujących".

Fenomen Christiana Greya
Fenomen Christiana Greya

"50 twarzy Greya" to bestseller ostatnich miesięcy. Na czym polega fenomen książki i dlaczego kobiety niemalże każdego kontynentu zachwycają się Panem Greyem?

Brak zdjęcia
Ch. Bukowski - Najpiękniejsza dziewczyna w mieście

Można zakończyć robienie laski na kilka różnych sposobów. Można na przykład połykać i nie połykać. Charles Bukowski, natomiast robi czytelnikowi laskę, a następnie pluje mu jego własną spermą w twarz. A ten się jeszcze z tego cieszy.