ABC młodej mężatki
2008-04-30 12:48:17Czy gdyby Ally McBeal zamiast gustownej garsoneczki w rozmiarze 34 była zmuszona wciskać się w 42 wciąż byłaby sobą? Czy gdyby Magda M. miała w swoim pięknym mieszkaniu dwójkę dzieci (w tym jednego niemowlaka) wciąż byłoby ono tak idealne? I co więcej, czy miałaby czas na wieczorne spotkania z przyjaciółmi? Czy kobiety są z Wenus a mężczyźni z Marsa, czy też odwrotnie?
Na te wszystkie pytania na pewno nie pomoże znaleźć odpowiedzi książka „Z pamiętnika młodej mężatki” Marty Skiery. Nie zrobi tego, bo tak naprawdę nikt ich nie zna, a każda) z nas musi wypracować sobie własny sposób na przetrwanie pierwszych lat macierzyńskiego raju.
Kto nastawia się na opowieści o zaletach posiadania potomstwa i cukierkowe wizje życia Matki Polki może się rozczarować. Książka jest bowiem solidnym wstrząsem dla wszystkich kobiet, które planują założenie rodziny.
W zapiskach „Z pamiętnika młodej mężatki” po raz pierwszy spotkałam się z tak realnym opisem prozy dnia codziennego świeżo upieczonej mamusi. Autorka, jako jedna z niewielu kobiet ma odwagę przyznać, że choć posiadanie dzieci jest cudowne, to zdarzają się momenty odstraszające i podważające to stwierdzenie.
Tak to jednak już bywa, że po przeżytym porodzie (kiedy zarzekamy się, że „nigdy więcej!”), nocnych pobudkach na karmienie, kolkach i wyrzynających się ząbkach, bardzo szybko zapominamy o zmęczeniu i frustracji. Kiedy mały człowieczek przytula swój policzek do naszego szepcząc przy tym „Kocham Cię mamusiu”, to w naszych głowach znów pojawia się ponownie wizja tupotu małych nóżek.
Co jednak zrobić, kiedy tak jak Marta jest się obiecująca prawniczką mająca dodatkowo męża z pasją (czytaj: wiecznie nieobecnego)? Do lamusa odłóżmy wyzwolone, feministyczne teorie jakoby posiadanie dwójki dzieci nie ograniczało robienia kariery. No, chyba że w domu mamy super nianię, Marta jednak nie może sobie na taką całodobową pomoc pozwolić.
Kończy się to zatem urlopem macierzyńskim i wychowawczym, jednym dzieckiem u piersi a drugim uczepionym u nogi, wszechobecnym rozgardiaszem i rezygnacją bliską depresji. I czas sobie wreszcie powiedzieć, że to jest NORMALNE!
Marta Skiera mówi o smutku, samotności, konfliktach z mężem, nocnym wstawaniu i rozwadze. Nie udaje perfekcjonistki, nie idealizuje macierzyństwa. Przedstawia prawdziwy obraz, pokazując jego cienie i blaski. Tak, tak blaski, bo wbrew pozorom są też takie. Wystarczy bowiem ufne spojrzenie maleństwa, by wymazać z pamięci wszystko, co złe.
Musimy tylko pamiętać, że po każdej burzy wschodzi słońce, po każdej delegacji mąż wróci do swojego gniazda, a rozkrzyczany synek w końcu się zmęczy i uśnie. My wtedy będziemy mogły wyciągnąć się wygodnie w gorącej kąpieli, kradnąc chwilę tylko dla siebie. Co z tego, że wokół mieszkanie wygląda jak po przejściu tornado? Przecież obywatele Marsa też mają sprawne dwie ręce.
Justyna Gul
justyna.gul@dlastudenta.pl
Recenzja została napisana dzięki uprzejmości wydawnictwa Red Horse