Ja chcę dobrych homofobów!
2006-07-10 11:14:58Wielbiciel kina gejowskiego, niezależny publicysta (współautor jeszcze bardziej niezależnego programu „Warto rozmawiać") Piotr Semka, ubolewa na łamach „Dziennika" (23.06): „Lęk przed piętnem homofoba wyrugował jakiekolwiek negatywne prezentowanie postaci homoseksualistów w mass mediach czy kinie". Dla Semki jest to oczywista trauma, film bez negatywnych postaci homoseksualistów nie jest przecież filmem godnym uwagi, więc Semka musi siedzieć w domu, kartkować „Nasz Dziennik" i pisywać do „Dziennika" (nie naszego).
Nie dla Semki bowiem bajeczki o zakochanych kowbojach, normalnych, twardych facetach, którzy nie mogą żyć bez siebie, ale muszą. Przecież to bohaterowie pozytywni! Co prawda rzucą się na siebie z pięściami, okłamią żony, ale w oczach polskiej prawicy to oczywiście zalety, nie wady.
Także nieetyczny dziennikarz, idący po trupach i zapatrzony w siebie reporter, Truman Capote, nie jest dla Semki żadną bestią. Wręcz przeciwnie, dla osoby maszerującej w jednym szeregu z Wildsteinem i Rybińskim taka postawa może tylko budzić podziw.
Żeby ograniczyć się do oskarowych hitów minionego roku, warto wspomnieć syna głównej bohaterki (przedtem bohatera; tak, panie Semka, Hollywood to dopiero jest Sodoma) filmu „Transamerica". Jest to gej, który marzy o tym, by zostać aktorem filmów pornograficznych. I mu się udaje. Kolejny pozytywny przykład!
Semka nie po to wydaje kilkanaście złotych, by oglądać takie jednowymiarowe, laurkowe postaci gejów. Zresztą, pozwólmy mu się wyżalić: „Od dwóch dekad w zachodniej kinematografii dominuje obraz wyidealizowanych homo postaci - równie papierowych i sztucznych, jak socrealistyczni rewolucjoniści. A filmowi homofobi są tak samo szpetni i źli jak kułacy i imperialiści w stalinowskich produkcyjniakach". Zapachniało Stalinem, ale wiadomo, taki Robert Biedroń tym się tylko różni od Stalina, że jest bardziej na lewo. A autor o to tylko prosi: więcej homofobów w filmach! więcej poczciwych, sympatycznych i inteligentnych homofobów!
Semce trudno dogodzić, ale można spróbować. Pierwsza scena filmu: z fontann krwi i spermy wyłaniają się dwie postaci mężczyzn z obrzydliwymi, zarośniętymi jak u orangutanów twarzami; mężczyźni okładają się czym popadnie, jeden wbija nóż w plecy drugiego, drugi gryzie pierwszego w sutek. Kamera się oddala, dalej, dalej, jeszcze dalej, teraz widzimy: mężczyźni ci ze sobą spółkują, potworną mieszaninę drapieżnych okrzyków przerywa w końcu okrzyk rozkoszy - sadomasochistyczna orgia zezwierzęconych gejów ma się ku końcowi, a lico Semki (siedzi w pierwszym rzędzie) nieco się rumieni. Geje rozpierzchają się, wybiegają na ulice, gdzie rabują sklepy, plują dzieciom w twarz i nie przeprowadzają staruszek przez ulicę - Mocne - słychać szept w pierwszym rzędzie - Mocne, ale wreszcie oglądamy prawdziwe homo postaci - urywa, bo następuje zwrot akcji. Oto zza rogu wyłania się grupka roześmianych, promieniujących dobrem i miłością młodzieńców. Ich twarze gładkie jak i ich łysinki, ich dłonie w geście przyjaźni zaciśnięte (a w dłoniach drogocenny kamienie dla dusz zagubionych), przed sobą płatki róż i tulipanów sypią, pod pachami tomiki Herberta, na ustach pieśń: kochajmy się; w tle jakiś wysoki, zatroskany młodzieniec z plakietką „minister edukacji" i wielobarwną (jak tęcza, zauważa jeden z rabujących potworów, a całe kino w śmiech), czystą jak intencje tablicą: „zakaz pedałowania" - Mocne - słychać z przodu szept - Mocne, ale wreszcie oglądamy prawdziwych homofobów.
Ale takich filmów się w Polsce dziś nie robi. Jeszcze nie.
Fot.: naszapolonia.com
Łukasz Koterba
(lukasz.koterba@dlastudenta.pl)