Sorokin – eksperymentator i fantasta
2008-02-20 16:05:01Jaką Rosję będziemy oglądać za dwadzieścia lat? Czy będzie przypominała XVI-wieczne władztwo Iwana Groźnego, jak prorokuje autor „Dnia oprycznika"? A może przeciwnie - ulegnie absolutnej westernizacji? Dziś tego nie wiemy. Pozostaje nam tylko dać się porwać politycznemu science fiction, które niedawno wyszło spod pióra Władimira Sorokina.
W ramach drugiej części cyklu „Nieznane oblicza Rosji" w Klubie pod Jaszczurami w Krakowie odbyło się spotkanie z Agnieszką Lubomirą Piotrowską - tłumaczką „Dnia oprycznika". Jak sama przyznała, praca z tekstami Władimira Sorokina jest czystą przyjemnością. Tak jak Sorokin żongluje stylami i słownikową mieszanką, tak tłumacz musi dbać o staranność w odwzorowywaniu jego świata w polszczyźnie. Ogromna ilość stosowanych przez Sorokina archaizmów i neologizmów z dodatkiem socmowy i nowoczesnego slangu moskiewskiej ulicy czynią z pracy tłumaczącego nie lada wyzwanie.
Władimir Sorokin jest uznawany przez krytyków za jednego z najzdolniejszych rosyjskich pisarzy naszych czasów, tuż obok Pielewina i Jerofiejewa. Spośród nich to właśnie on zdobywa największe uznanie na zachodzie, nie tylko jako prozaik, ale także jako dramaturg. Przez lata nie wystawiany w swojej ojczyźnie, teraz wraca na scenę. Najwidoczniej pokolenie Rosjan musiało dojrzeć do jego utworów, aby móc delektować się nimi w pełni.
Konceptualizm i skłonność do zaskakujących w skutkach artystycznych eksperymentów są znakami rozpoznawczymi pisarstwa Sorokina. Dzięki doskonałemu posługiwaniu się językiem rosyjskim autor konsekwentnie buduje brutalne, graniczące z absurdem antyutopie. Jego nazwisko stało się synonimem kunsztu i precyzji słowa, którymi zachwycają się nie tylko krytycy, ale także młodzi naśladowcy.
„Dzień oprycznika" został okrzyknięty mianem pierwszej poważnej książki Sorokina, tak dobrze przyjętej przez polskich recenzentów. Trylogia „Lód", „Bro" i „23 000" nie cieszyła się wśród nich zainteresowaniem. Na szczęście Sorokin zaproponował w swojej najnowszej powieści coś zupełnie niekonwencjonalnego. Przedstawił Rosję jako kraj z przyszłości, ale jednocześnie mocno zakorzeniony w historii. „Dzień oprycznika" jest odpowiedzią na pytanie, które zapewne dręczy wielu Rosjan - dokąd zmierza ich ojczyzna?
Państwo odgrodzone od świata zachodniego, samowystarczalne i utrzymujące stosunki dyplomatyczne tylko z jednym sąsiadem musiałoby wrócić do korzeni. Okrucieństwo opryczników, znanych jako służba pałacowa z czasów cara Iwana IV, terror wobec dysydentów i samowola władz stałyby się na powrót rosyjską codziennością. Wizja Rosji brutalnej, bezwzględnej i pełnej hipokryzji jest przerażająca, ale całkiem realna. Rzeczywistość już nie raz pokazała, że jej historia to w istocie cykl przeobrażeń państwa Iwana Groźnego, a raz popełnione błędy zawsze można powtórzyć.
Wbrew pozorom, Władimir Sorokin nie tworzy satyry z aluzjami do konkretnych polityków. Nie jest również potępiany ani ograniczany przez obecne federacyjne władze. Choć wolności słowa we współczesnej Rosji można wiele zarzucić, w dziedzinie literatury panuje wyjątkowa swoboda. Sam Sorokin podkreśla, że w jego twórczości próżno doszukiwać się drugiego dna. Autor nie usiłuje być publicystą, swoje diagnozy woli przedstawiać w formie czysto literackiej, niekiedy absurdalnej i czerpiącej z fantastyki.
Tuż po spotkaniu z Agnieszką Lubomirą Piotrowską, organizatorzy wieczoru zaprezentowali widzom film Aleksandra Dowżenki pt. „Arsenał". Pochodzący z 1928 roku obraz powstał jako odpowiedź na „Strajk" Siergieja Eisensteina. Utrzymany w baśniowej konwencji i pełen brutalnych scen film „Arsenał" przedstawia historię powstania kijowskich robotników, stłumionego przez kozaków hetmana Petruli.
Natalia Łach
(natalia.lach@dlastudenta.pl )