Kinda po stokroć pierdolisty fun, emigracja
2009-12-21 08:54:22„Przebiegum Życiae" dwóch emigrantów w Irlandii. Czerwiński po raz drugi powala słodko-gorzką i nieziemsko dołującą powieścią.
W 2005 roku było „Pokalanie" i stała się jasność. Nikt do tej pory tak trafnie nie oddał klęski ludzkiego żywota. Długo czekałam na kolejną ostrą jak żyletka samobójcy powieść, a o Piotrze Czerwińskim, rocznik '72, absolwencie dziennikarstwa UW, ucichło. Chyba nie tylko ja się wtedy zastanawiałam, czy nie utknął na wieki w Cudna Barze, ale ostatnio gruchnęła wieść. Jest. Żyje. I w Dublinie napisał kolejną powieść, tym razem o emigracji, dwumilionowej rzeszy Polaków zalewającej Irlandię i UK po otwarciu granic dla pracowników w 2005. Czyli zjawisku, które próbują ująć badania socjologów, artykuły portretujące sukcesy i porażki Polaków oraz gadające głowy w telewizji.
Na polu bitwy mamy dwie statystyczne jednostki jako dwa prawdopodobnie najczęściej spotykane typy na emigracji, reprezentantów pokolenia kapitalizmu lat 90. i pokolenia wykształconych bezrobotnych. Gustaw, były korporacyjny japiszon, MBA i 15 lat świetlistej kariery, obecnie przegrany czterdziestolatek, który osiąga dno po zwolnieniu z pracy i rozwodzie, mówiący po angielsku (a właściwie „oxfordish mumbo-jumbo") lepiej niż Anglicy, a w efekcie żeby tylko dostać jakąkolwiek pracę, przycinający raz po raz swoje CV do poziomu edukacji w liceum; oraz Konrad, zgorzkniały, chamiejący absolwent socjologii bez szans na zatrudnienie w Polsce; spotykają się w dublińskiej fabryce jako śmieciarze. I żyją tak z dnia na dzień, bez ambicji i celów, komentując gorzką rzeczywistość Irlandii - krainy Bajobongo i utraconej, znienawidzonej Polski - Bulandy.
Tak naprawdę mamy tu szaleństwo kontrolowane, studium upadku człowieka bez żadnej nadziei. Czerwiński kreśli portret nowego niewolnika, który sprzedał się sam za parę „jurków" (€): „You know, myślę czasem, że my tez jesteśmy niewolnikami. Nie różnimy się wiele od ludzi, których wywieziono z Afryki na slave shipach. Jedyna różnica jest taka, ze my robimy to sobie na nasze własne życzenie, pod patronatem naszej ukochanej Bulandy. Jesteśmy self-made niewolnikami dwudziestego pierwszego wieku. (..) I my też straciliśmy już wszelkie nadzieje. Wszyscy, którzy mogli, skądkolwiek, zdradzili nas i wykiwali. Nawet nie trzeba było nas podbijać. Wystarczyło nas kupić".
Czerwiński wyśmiewa polską mitologię - czymże bowiem stają się współcześni Konrad i Gustaw, imiona żywcem wyjęte z narodowych epopei? Którzy w delirycznym transie szukają Małego Księcia i marzą o bajkowej krainie przyszłości Nuku Alofa?
Jeśli nie miałeś/miałaś do czynienia z pisarstwem Czerwińskiego, możesz przeżyć pewien rodzaj szoku. Bohaterowie, jak nasi prawdziwi bracia - emigranci, z duszami bardziej angielskimi od Królowej, mówią często polsko - angielskim żargonem, korporacyjnym Ponglishem, jak w dowcipie - „lukają przez łyndoł, czy stoi nasza kara na kornerze" albo „kolnają po plambersa, bo pajpa brejknęła". Taka pozorna niedbałość językowa to zresztą niejako znak rozpoznawczy Czerwińskiego, jeszcze z „Pokalania". Na początku to oszołamia, ale wydawca przemyślnie umieścił słowniczek z neologizmami i anglicyzmami stosowanymi przez autora.
Moim zdaniem jest to bardzo dobry portret polskiej emigracji, o której powiedziano tak wiele, ale dotąd nigdy tak pełnie, obrazowo i antypolsko, czy raczej antypatriotycznie. Mamy kryzys i może Czerwiński rzuci te swoje bazy danych, wróci do Bulandy i napisze coś nowego. Do tego czasu warto zaopatrzyć się w „Przebiegum Życiae" i płakać ze szczęścia, że się w tej Bulandzie mieszka.
Piotr Czerwiński, „Przebiegum Życiae, czyli kartonowa sieć", Wydawca: Świat Książki, Warszawa 2009
Karolina Kuśmider
(karolina.kusmider@dlastudenta.pl)