Jak zwał, tak zwał, generalnie zwał
2006-03-31 00:00:00
Zwał, Sławomir Shuty Zwał według Shutego to „cierpienie psychofizyczne wywołane najczęściej nadużywaniem ekstatycznych patentów na przeciążenia, tzw. środków, inaczej dojmujące otrzeźwienie”. Stan ten staje się celem większości młodych ludzi, którzy po tygodniu pracy szukają ucieczki od przytłaczającej ich rzeczywistości. Ale zaraz! Przecież wszędzie głośno mówi się o tym, że świat ciągle pędzi do doskonałości, mamy coraz lepiej rozwiniętą technologię, możemy się swobodnie kształcić na niemal każdej uczelni w dowolnym miejscu globu ziemskiego. Skąd więc ta chęć ucieczki? Shuty poprzez intymne zapiski Mirka pokazuje nam mechanizmy, które rządzą współczesnym człowiekiem. W jednej z sobotnich notatek narrator stwierdza, że istnieją dwie kasty obywateli: „garstka oficjeli,(…) to oni analizują, wykonują, kontrolują, decydują i kierują działaniem systemów. Pozostali to zdezorientowana masa jej rola jest prosta: rola widzów, którym od czasu do czasu pozwala się poprzeć przedstawiciela kasty wyspecjalizowanej, to jest właśnie ta, niechże ja nazwę po imieniu, kurwa demokracja”. Jak się okazuje wszelkie marzenia o wolności człowieka okazują się tylko złudzeniem. O tym, jak mamy się zachowywać decyduje za nas szereg przepisów, norm, zasad. Zastosowana przez Shutego narracja pierwszoosobowa ustawia naszego bohatera jako bezpośredniego uczestnika tej społecznej maskarady, a nie tylko obserwatora, przez co relacja staje się bardziej wiarygodna. Ponadto chyba każdy znajdzie w tej książce coś, z czym na co dzień spotyka się pokolenie czasów konsumpcji. Pokolenie kebabu, w którego sosie wykryto kilka rodzajów spermy, pokolenie, którego życie uległo swoistej macdonaldyzacji i epidemii reklam batoników. Zabawne, ale czasem ma się ochotę krzyknąć: ależ ja to znam z autopsji! Powieść stanowi naprawdę świetny komentarz do zjawisk, wśród których się obracamy i naświetla je w sposób ironiczny, dając wiele do myślenia. Nie jest jednak moralizatorskim wykładem, w którym odnajdziemy jednoznaczną odpowiedź na pytanie, co jest złe, a co dobre. Jak już wspomniałam autorem zapisków jest Mirek - przedstawiciel młodego pokolenia, które po trudach edukacji znajduje pracę, ale wciąż mieszka u rodziców. Na samodzielne utrzymanie się po prostu go nie stać. To jeden z wielu uczestników wyścigu szczurów, któremu do mety nigdy nie będzie dane dobiegnąć. Nie ma bowiem mety. Człowiek chce coraz więcej i więcej. W czasie tego pościgu traci umiejętność nawiązywania więzi z drugą osobą, o czym świadczy ogromna popularność w dzisiejszych czasach internetowych czatów. Wirtualna przestrzeń pozwala bowiem na anonimowość i bezpieczeństwo. Rzeczywistość naraża cię tylko na rozczarowanie i niedomówienia. Wybór jest prosty. Pisarz zwraca także uwagę na sprawę bardzo istotną - ciągłe dążenie do perfekcji może stać się przyczyną wypaczeń w zachowaniu człowieka i wzbudzać u innych agresję. Spójrzmy tylko na Basię. Basia uśmiecha się od klientów, Basia wie, jak z nimi rozmawiać, zna europejskie standardy i nie dopuści nawet do odrobiny amatorszczyzny w pracy. W końcu jest panią menadżer w najlepszym oddziale Hamburger Banku, a to zobowiązuje. Rzecz jasna nie tylko ją, ale i jej podwładnych, którzy nie powinni narzekać, że siedzą po godzinach w pracy. Pracownicy nie znoszą Basi, ale skrzętnie to przed nią ukrywają. Wiedzą, czym to grozi. Na każdym koku przypomina się im, że w obecnych czasach praca jest szczytem marzeń każdego człowieka, a na ich miejsce czekają tysiące potencjalnych szczęśliwców. Konieczność udawania kogoś, kim się nie jest, patrzenie na wiecznie niezadowoloną minę szefa, według którego zawsze można było zrobić coś lepiej, okazuje się źródłem rozmaitych frustracji. Nic dziwnego, że Mirek jako jeden z podwładnych idealnej Basi, w finalnej scenie powieści postanawia ją ukrzyżować. Dwanaście stacji, których celem miało być uśmiercenie znienawidzonej szefowej okazuje się tylko snem. Jednak warto przypomnieć, że według teorii Freuda w snach objawiają się wszystkie nasze pragnienia stłumione w ciągu dnia. Sytuacja ta wiele mówi o kondycji naszego społeczeństwa. Shuty zwraca także uwagę na schizofreniczność świata młodych ludzi. W pracy szefostwo nakleja im sztuczny uśmiech, każe posługiwać się utartymi zwrotami, kłaniać w pas klientom, zaś w czasie weekendu ich pragnienie odcięcia się od rzeczywistości poprzez narkotyki czy alkohol sprawia, że znów nie są sobą. Rozdwojona osobowość wyraża się zwłaszcza w warstwie językowej powieści. Monotonne opisy bankowej codzienności przeplecione zostały weekendowym bełkotem. Rodzaj i styl języka odpowiada masce, którą w danej chwili bohater nakłada. W czasie wolnym może on posługiwać się wulgaryzmami, polszczyzną potoczną, ale w czasie bankowym wymaga się od niego słownictwa oficjalnego. Zabawne są stylizacje biblijne, które często pojawiają się w powieści, podkreślając tym samym świętość pracy. Jedna z nich traktuje o szefowej Basi, która staje się obiektem czci strapionych pracowników: O tym, że wartości świata humanistycznego i tradycja obumierają słyszeliśmy już bardzo często z ust psychologów, socjologów czy dziennikarzy. Shuty przewyższa ich jednak dzięki użyciu języka, który znakomicie oddaje całą tę sytuację. Stosuje mnóstwo zapożyczeń, neologizmów, stwarzając swoisty słowny patchwork. Za największy sukces pisarza można uznać to, iż udało mu się w przezabawny sposób opowiedzieć przygnębiającą prawdę. Joanna Gauden |