Najprawdziwsza prawda czyli buty nieboszczyka
2009-10-27 10:09:56Dzięki spotkaniu dowiedziałam się wielu interesujących rzeczy. Czy buty po nieboszczyku przynoszą szczęście? Po co dźwigać butelkę po sake? Jak to jest odsiadywać „wyrok” w jednym z najpiękniejszych miejsc świata? Na co stać ludzi biednych? Pytań zostało zadanych wiele. Na wszystkie wyczerpująco odpowiadał sam literat.
dlaStudenta.pl: Spotykamy się przy okazji promocji Pana kolejnej książki „Rzeczy pierwsze”. Czy jest to dla Pana bardziej osobista książka niż poprzednie?
Hubert Klimko – Dobrzaniecki: Wszystkie moje książki są bardzo osobiste - ta najbardziej - gdyż jest to moja niekłamana autobiografia.
W „Słowie od autora” twierdzi Pan, że chciał napisać całą PRAWDĘ…jakoś w to nie wierzę…
W co konkretnie Pani nie wierzy?
Weźmy chociażby historię narodzin. Takie oniryczne trzy odsłony. Skąd pomysł?
To też jest sama prawda. Sny nie kłamią! Opcji oczywiście było więcej, ale wybrałem te, moim zdaniem, najciekawsze.
Zdecydowanie gnało Pana po świecie. W rozmowie z Marcinem Baranem stwierdził Pan, że „Islandia to było 10 lat wyroku”. Padło również stwierdzenie, że gdzieś tam w Panu dalej „gra”. Jak to z tą zimną wyspą jest?
Islandia to był dla mnie wyrok. Wyrok na dziesięć lat, bo ja miałem tam mieszkać trzy. Wyjechałem na studia i miałem zostać trzy, ale życie tak się ułożyło, że zostałem dziesięć. Islandia gra we mnie i będzie grała, bo jest to miejsce bliskie memu sercu.
Teraz mieszka Pan w Wiedniu – stolicy, w której wiele się dzieje. To duża odskocznia od spokojnej Islandii. Skąd taka zmiana?
Tak, ma Pani rację. Rejkiawik faktycznie jest dość prowincjonalny w porównaniu do Wiednia. W stolicy Austrii mieszka dwadzieścia razy więcej ludzi niż w Rejkiawiku. Natomiast Wiedeń? On jest po prostu w inny sposób inspirujący.
Islandia kojarzy mi się z wietrzną pogodą, ciemnością, chłodem i nieokiełznaną przyrodą.
Nie jest tak źle (śmiech). „Nie ma złej pogody. Są tylko złe ubrania” – jak głosi stare, islandzkie przysłowie.
Czytając wywiad z Panem, odniosłam wrażenie, że jest Pan autorem bezkompromisowym, pewnym swego. Powiedział Pan, że jedyne, co pozwoli zmienić wydawcy, to…przecinki.
Stać mnie na bezkompromisowość, bo jestem biedny. Te „przecinki” trzeba traktować z przymrużeniem oka. To zazwyczaj jest tak, że kiedy oddaję książkę to jest ona dla wydawcy za krótka. Ja nie jestem w takiej sytuacji, jak inni autorzy – Oni za dużo napiszą i wydawcy im skracają. U mnie jest na odwrót…ale zawsze staram się oddać książkę w dobrym stanie.
„Hubert Klimko – Dobrzaniecki to człowiek zwielokrotniony. Teolog, filozof i filolog islandzki. Pisarz, poeta, scenarzysta, filmowiec. Emigrant, podróżnik, obserwator.” To jedna z notatek, jaką można o Panu znaleźć - dużo tych określeń…czy czuje się pan spełnionym twórcą?
Przede wszystkim nie jestem osobą zwielokrotnioną! Przyszedłem na spotkanie sam. Jestem pojedynczym egzemplarzem(śmiech). Czy czuję się spełniony? Pewnie. Moja książka została wydana, a to jest swego rodzaju spełnienie…myślę, że tak.
Wiem, że był Pan nominowany do Nike, Angelusa czy „Cogito”. Był Pan kandydatem do paszportu „Polityki”. Która z tych nominacji to największy komplement czy może miła niespodzianka?
Myślę, że wszelkie wyróżnienia są komplementami. Każdy lubi, kiedy się go docenia i w jakiś sposób gratyfikuje – na przykład nominacją. Znaczy to, że twórcę zauważają.
Z którego wyróżnienia cieszył się Pan najbardziej?
Każde z nich było ze wszech miar miłe…mimo, iż cały czas miałem przeczucie, że zakończy się tylko na nominacjach.
Obecnie wydawnictwo ZNAK promuje Pana „Rzeczy pierwsze”, recenzje są bardzo pochlebne. Kolejna książka, kolejny sukces.
Powiem Pani, dlaczego tak jest. W swojej książce starałem się połączyć dwa gatunki literackie: powieść i opowiadanie. I wyszła mi powieść w opowiadaniach!
Faktycznie tak jest. „Rzeczy pierwsze” składają się z małych opowiadań o tematyce biograficznej. Dlaczego akurat ta forma literackiego przekazu?
Uważam, że opowiadanie umiera. Myślę, że krytycy i czytelnicy zdali sobie sprawę z tego, że warto inwestować w tę krótką formę.
Patrząc na Pana życiorys zastanawiam się, czy wkrótce nie porzuci pan pisarstwa. Zaczyna Pan żywo interesować się reżyserią…widziałam Pana felieton w „Polityce”…Istnieje jakieś „ryzyko”, że Pan się przekwalifikuje?
Po pierwsze: nie jestem reżyserem, tylko współscenarzystą. Po drugie: powiedziałem to kiedyś dosyć jasno – kiedy znudzi mi się pisanie, po prostu przestanę to robić. Istnieje takie ryzyko. Tyle tylko, że ja nie traktuję tego, jak ryzyko. Ja tworzę. Piszę, piszę, a jak mi się znudzi to przestanę. Może zajmę się kiedyś fotografią? Kto wie?
Trzeba przyznać, że interesujący z Pana twórca. Czytając „Rzeczy pierwsze” ciągle zastanawiałam się czy wierzyć czy nie. Bawił się Pan z czytelnikiem i ciągle grał mu na nosie. To było intrygujące. Mnie ciekawi jedna rzecz, a książka trzyma mnie w niepewności…umie Pan gotować czy dałam się wpuścić w maliny z tą książką kucharską, o której przeczytałam?
Tak. Potrafię gotować. Nawet napiszę książkę kucharską…kiedyś. Umiem i lubię. Gotuję bardzo chętnie dla przyjaciół. Zawodowo kiedyś awansowałem na szefa kuchni w restauracji w Londynie. W pewnym momencie zostałem chef de sauce. Hiroshi także potrafił kucharzyć… i tak sobie myślę, żeby wszystko się spełniło i było prawdą to napiszę książkę kucharską. Natomiast restauracje odwiedzam dość niechętnie...bo wiem jak to wygląda od zaplecza…wiem z autopsji (śmiech).
Był Pan w SEMINARIUM, potem studiował FILOZOFIĘ – wygląda na to, że zadawał Pan mnóstwo pytań. Czy teraz też zostało jakieś bez odpowiedzi?
Uciekałem przed wojskiem i dlatego, studiowałem …filozofię, a przedtem teologię. A pytanie? Dopóki będę żył, będą mnie nurtowały jakieś pytania. Pytania będą istniały, dopóki ludzie będą chcieli je zadawać.
Wyjazdy, nauka, młodzieńcze szaleństwa, pierwsze miłości, poważne doświadczenia, śmierć, samobójstwo, wróżby – wiele się działo! Pierwsza 40 za Panem, strach się bać, co wydarzy się podczas tej drugiej 40. Przyznam jednak, że dalszy ciąg może być jeszcze bardziej intrygujący. Sam Pan stwierdził, że Wiedeń jest inspirujący – narodził się już jakiś następny koncept?
Co będzie w tej drugiej 40, życie pokaże. Obecnie faktycznie powstaje film na podstawie mojej książki „Raz. Dwa. Trzy”. Pisanie scenariusza zakończyliśmy tydzień temu. Ostatnio w Gazecie Wyborczej ukazało się moje opowiadanie pt. „Amen”– ono jest takie typowo wiedeńskie. Z wydawnictwem ZNAK”szykujemy powieść – ukaże się za rok, na jesieni, a planuję ją skończyć na wiosnę.
Na zakończenie naszej rozmowy muszę zapytać o jeszcze jedną rzecz, która nie daje mi spokoju, a dotyczy „Rzeczy pierwszych”… Czy to prawda, że trzyma Pan na szczęście buty po nieboszczyku?
Tak. Nie tylko buty. Garnitur też. Tak samo, jak maszynę do pisania „Victory” czy butelkę po sake z piaskiem w środku(wyciąga czarną, zakorkowaną butelkę z japońskimi napisami).
No proszę! Tak, jak Pan obiecał Hiroshiemu! To taki talizman?
Owszem. Noszę ją ze sobą na szczęście.
Dziękuję bardzo za rozmowę i oczekuję na kolejne dzieła pańskiego autorstwa.
Dziękuję.
Rozmawiała Magdalena Wierzba
(magdalena.wierzba@dlastudenta.pl)
fot. Krzysztof Cukier