Maus. Opowieść ocalałego - recenzja
2017-08-10 11:39:03Można by pomyśleć, że o Holocauście powiedziano już wszystko, jednak książka „Maus” udowadnia, że w tym temacie jest jeszcze wiele do pokazania. Wydanie piękne i zbiorcze, ukazało się w Polsce w 2016 roku. Dwie części zostały wydane kolejno w 1986 i 1991. Komiks został ogłoszony jednym z najbardziej istotnych dzieł poruszających temat II wojny światowej, nie tylko ze względu na treść ale również na formę. Bo choć świnie uwięzione w systemie totalitarnym brzmią bardzo Orwellowsko, Art Spiegelman zachwyca innowacyjnym podejściem do sprawy.
Historia opowiedziana w „Mausie” odbywa się na dwóch płaszczyznach. Rozmowy Arta i jego ojca – Władka Spiegelmana odbywają się w czasie teraźniejszym (tj. w latach 80'), są jednak przeplecione retrospekcjami z czasów wojny, oraz życia Władka jeszcze przed nią. Art rzeczywiście rozmawia z ojcem po to, żeby zrobić komiks, ale jednocześnie próbuje zrozumieć jego zachowania, fobie czy skąpstwo. Władek, rozmawiając z synem podejmuje istotną próbę walki z przeszłością. Skonfrontowane ze sobą tych dwóch jednostek porusza ważne tematy życia Ocalałego, wojennej traumy a nawet codziennych problemów syna i ojca.
Polacy to świnie
Art wybrał dość kontrowersyjny sposób prezentowania postaci. Każdej narodowości przyporządkował odpowiednią rasę zwierzęcą. Mottem książki są słowa Hitlera „Żydzi bez wątpienia są rasą, ale nie ludzką”. Artysta przedstawił więc ich jako myszy, Niemców jako koty, Polakom trafiły się świnie, co miało być głównym tematem kontrowersji związanych z wydaniem tej książki w Polsce. Wątpliwy okazał się również sam fakt wydania komiksu o obozie koncentracyjnym. Wielu krytyków uznało to za na tyle niestosowne, że postanowili tej książki nie uznać wcale.
Z drugiej strony, wydanie tej powieści w formie graficznej, było ogromnym krokiem na literackiej scenie komiksu. W 1992 roku przyznano jej Nagrodę Pulitzera, do tej pory zarezerwowaną tylko dla dzieł o tradycyjnej formie. Potwierdził także założenie propagowane przez wielu znawców komiksów, mówiące o tym, że im prostsza kreska tym mocniejszy przekaz. Pomimo tej właśnie prostoty, Art zachował niesamowitą dbałość o szczegóły, co przyczyniło się kolosalnie do odbioru. W oczach mysz rzeczywiście widzimy przerażenie, słyszymy ich krzyk, a złowrogo uśmiechające się koty budzą w nas odrazę.
Zasługa nie tylko autora
Kolejną rzeczą, której się da się pominąć pisząc o „Mausie” jest tłumaczenie. Książkę z angielskiego na polski przełożył Piotr Bikont, dziennikarz. Już we wstępie prosi czytelnika o zaufanie. Język w którym rozmawia Art z Władkiem to angielski, w którym syn operuje bezbłędnie, dla jego ojca jest to jedynie jeden z kilku języków którym musi się porozumiewać, popełnia więc sporo błędów leksykalnych i gramatycznych. Art nie pominął tak znaczącego elementu, a tłumaczowi udało się go tylko polepszyć. Komentuje ten zabieg słowami; „Tłumacz nie może tu tworzyć nowego, sztucznego żargonu, ale musi tę cechę postaci zachować. Mógłby to być styl Amerykanina, który uczy się polskiego, ale chyba lepiej widzieć we Władku przede wszystkim polskiego Żyda”(źródło – Maus, Wydawnictwo Komiksowe).
Tytuł, oznaczający z niemieckiego po prostu „mysz”, może być również nawiązaniem do nazwy największego czołgu w czasie II wojny światowej - Panzerkampfwagena VIII Mausa. Ale to nie jedyne historyczne fakty, których dowiadujemy się z książki. „Maus” wzbogaca czytelników o merytoryczne aspekty. Dodatkiem do i tak bardzo dobrze zobrazowanego tła historycznego są zmieszczone mapy, przedstawiające Polskę za czasów wojny oraz Rego Parku w Nowym Jorku.
„Maus” nie tylko zachwyca oko, ale również porusza. Choć wzbudza kontrowersje, jest to jedna z takich książek o których nie możemy zapomnieć długi czas po przeczytaniu ostatnich słów. Skłania do mnóstwa przeróżnych, ale tak samo ważnych refleksji. W pewien sposób, właśnie o wartości jaką jest równość mówi ta książka. Bo koniec końców życie każdego jest tak samo ważne.
Natalia Owoc