Byliśmy, gadaliśmy - Literatura

Łukasz Śmigiel - taki z niego „storyteller”

2009-07-09 11:42:30

 Co znaczy „przejechać się pupą po papierze ściernym", ile Śmigla w Muzykologu, a ile w nim procent talentu i dlaczego na spacerze z kobietą myśli o ucinaniu głów - opowiada  Łukasz Śmigiel, autor „Muzykologii". Wywiad ukazał się w portalu dlaLejdis.pl.

Iwona Kusiak: Pisarzem się jest czy bywa?
Łukasz Śmigiel:
Bardzo trudne pytanie, ponieważ ja wciąż nie czuję się pisarzem. Steven King, którego lubię za to, w jaki sposób pisze i za to, że potrafi przedstawić to, co już było w zupełnie nowy sposób, w jednym z wywiadów powiedział, że pisarz ma 1% talentu i 99% warsztatu. Nawet optymistycznie zakładając, że mam 1% talentu i jestem na poziomie 22 % warsztatu, jeszcze trochę mi zostało... Inna sprawa, że traktuję to bardzo poważnie, to znaczy sprawia mi to tak ogromną frajdę i zajmuję się tym właściwie od zawsze. Wymyślanie tych różnych historii przyszło wcześniej niż radio. Bardziej nazwałbym siebie czymś, na co nie ma w Polsce tłumaczenia. W krajach anglosaskich takiego człowieka nazywa się po prostu „storytellerem." U nas byłoby to coś na kształt opowiadacza, bajarza. Niemniej jednak jest to jakiś człowiek, który opowiada (mam nadzieję) fajne historie.

I.K.: Mówisz o 22% procentach talentu. Więc najpierw mamy „Demony", potem lepszą „Muzykologię" Najlepsze książki dopiero przed Tobą?
Ł.Ś:
Może to nie tak, że „Demony" były gorsze, ale z nimi jest taki problem, że to zbiór opowiadań, a je pisze się zupełnie inaczej niż powieść. Osobiście uwielbiam opowiadania i mam swoich mistrzów tego gatunku. Serce mnie boli, że w Polsce wydaje się ich tak mało. Szczególnie jeśli chodzi o literaturę współczesną, tego po prostu brakuje. Zacząłem od opowiadań, bo to jest, jak by to powiedział mój znajomy literat „przejechanie pupą po papierze ściernym." To sprawdzenie swoich możliwości. Jeżeli jest się w stanie napisać dobre opowiadanie, to z powieścią też sobie człowiek poradzi. Ponoć. Jednak według mnie to i tak jest dość trudne. W zbiorze jeśli część będzie do niczego, zawsze genialna reszta może ratować pozycję. Ale powieść jest albo dobra, albo zła, nie ma tak, że ktoś powie: „kiepska powieść, ale 30 stron było naprawdę świetnych."

I.K.: Czy to nie było tak, że prościej było Ci wydać książkę, bo obracasz się w tym środowisku?
Ł.Ś.:
Przeszedłem drogę wydawniczą od samego początku. Zacząłem publikować w „Magii i mieczu" jak miałem lat 18, zbliżała się matura. Notabene próbna z polskiego to nie było to, co poszło mi dobrze, co było dość zabawne, bo tydzień wcześniej opublikowano mi pierwsze opowiadanie (śmiech). Pod oceną była adnotacja nauczycielki: „ocena byłaby pozytywna, gdybyś trzymał się utartej ścieżki interpretacji lektur." Więc na prawdziwej maturze powściągnąłem już wodze wyobraźni. Potem pisałem cały czas, artykuły, kolejne opowiadania, aż wreszcie uzbierało się tego tyle, że musiałem coś z tym zrobić. Poznałem meandry działania rynku, bo to interesuje mnie z przyczyn naukowych - przy pisaniu doktoratu zajmuję się współczesnymi formami promocji książek i pisarzy. Tak więc zacząłem od opowiadania, przez kolejne publikacje, aż po pierwszą książkę. Popełniłem wszystkie możliwe błędy, łącznie z tym, że pierwsze skończone opowiadanie wysłałem Jackowi Dukajowi... Wewnętrznie rozbity słuchałem Metallici przez dwa tygodnie... Ostatecznie opowiadanie ukazało się dwa lata później w gazecie (nieistniejącej już zresztą) „Sfera". Poprawiona wersja znalazła swoje miejsce w zbiorze „Demony" i, z tego co wiem, jest to jeden z bardziej lubianych utworów, więc tego rodzaju sytuacje nauczyły mnie dystansu do tego, co robię.

I.K.: Najpierw był zbiór opowiadań grozy, teraz romans obyczajowy, a już planujesz thriller. Nie boisz się, że grono czytelników nie będzie stałe.
Ł.Ś.:
Że je zdradzę?

I.K.: Tak, bo to jednak gatunki, które raczej nie idą w parze.
Ł.Ś.:
To nie jest tak, że zapomniałem o tamtych czytelnikach. Mniej więcej co dwa miesiące, aż do października - listopada będą się ukazywały moje opowiadania w różnego rodzaju gazetach - zaraz będzie w „Science Fiction", następnie „Magazynie fantastycznym", potem w kolejnych tytułach. Więc będę się wciąż przypominał. Natomiast na jesień albo Boże Narodzenie mam zamiar wydać znów coś strasznego. Bo to nie jest tak, że ja odgradzam się od grozy. Naprawdę ją uwielbiam! Oglądam przynajmniej kilka horrorów miesięcznie, cały czas czytam straszne historie. Akurat mam w torbie „Wiedźmina". Nie żebym nie czytał tego wcześniej, ale opowiadania o Wiedźminie są napisane tak znakomitym językiem, że jak brakuje mi tego bakcyla w środku, to czytam coś, co wiem, że jest dobre. Teraz ładuję akumulatory właśnie tym. Czytam różne rzeczy i najgorsze, co mógłbym zrobić, to zaszufladkować się. Chciałbym, żeby ludzie sięgający za 15-20 lat po moją książkę powiedzieli „wyszedł nowy Śmigiel", nie na zasadzie „wyszła nowa książka grozy Śmigla." Chciałbym, by pomyśleli „Śmigiel? Może to znów jakaś fajna historia?" Tacy autorzy są i świetnie się mają, jak choćby Michael Chabon, znany w Polsce z „Cudownych chłopców", czy też Nick Hornby, autor „Wierności w stereo." „Muzykologia" chyba nigdy by nie powstała, gdyby nie ta ostatnia pozycja. Chociaż są to dwie różne historie, ale zawsze marzyłem, żeby podjąć taki temat, jak w tej książce. Wiem, że to jest ryzykowne i mogę dostać po łapach, ale... Dostanę przy grozie, przy romansie, to może przy thrillerze mi wyjdzie (śmiech).

I.K.: A co z czytelnikami „Muzykologii?" Mogą być spokojni, czy powinni drżeć, że ich zostawisz?
Ł.Ś:
Ich też nie zostawię. Najdalej na święta Bożego Narodzenia mam zamiar siąść przy powieści uniwersyteckiej, która będzie komedią obyczajową, bardziej niż „Muzykologia", przy której można się zaśmiać, ale nie jest to komedia w sensie stricte. Marzę o zbiorze opowiadań obyczajowych, które piętrzą mi się w szufladzie, ponieważ nie mam ich, gdzie publikować. Bo niby gdzie? W „Odrze", która ma tysiąc, może tysiąc pięćset egzemplarzy? W „Twórczości"? Odpisują, że za lekki kawałek, chcieliby coś o getcie, homoseksualizmie... Taki najwyraźniej mają target. Brakuje w Polsce czasopisma, które drukowałoby literaturę popularną, którą ludzie czytaliby w autobusie, jadąc do pracy. Ona musi być dobrze napisana, mieć przesłanie, ale to nie może być książka pretendująca od razu do nagrody Nike.

I.K.: Jak to się stało, że bohaterowie „Muzykologii" nie przeklinają? To dość nietypowe jak na współczesną literaturę, zwłaszcza, że opisujesz życie młodych ludzi.
Ł.Ś.:
Nie ma tam raczej przeklinania, bo, wrócę tutaj do kolejnego mojego mistrza - Davida Lodge'a, który w jednym ze swoich esejów napisał kiedyś: „Nie bójcie się przeklinać w swoich utworach, ale róbcie to tylko wtedy, kiedy jesteście święcie przekonani, że bohaterowie w tym momencie nie powiedzieliby kurka wodna." Po pierwsze trzymam się tej zasady, a po drugie we współczesnym opisywaniu polskiej rzeczywistości dresiarzy, załamanych bankierów, nie wygląda to najlepiej... Natomiast uważam, że świat młodych nie składa się wyłącznie z takich grup, są też zupełnie normalni, inteligentni, w miarę kulturalni ludzie, którzy postrzegają ten świat tak, a nie inaczej. I bohaterowie „Muzykologii" to właśnie przedstawiciele takiej grupy. Mam nadzieję, że jakoś to udało mi się pokazać.

I.K.: Komu ze znanych ludzi chciałbyś podarować książkę?
Ł.Ś.:
Oczywiście Stingowi. Zdecydowanie. Jest moją obsesją od wielu lat, zresztą nie tylko on. Na drugim miejscu plasuje się Peter Gabriel. Potem Phil Collins i David Bowie, i... Tak mógłbym wymieniać przez dłuższą chwilę. Natomiast Stinga szanuję i uwielbiam za to, co robi i jak to robi. Przepadam za jego tekstami piosenek, melodiami, klimatem, nastrojem. Jakby tego było mało, uważam, że jest piekielnie inteligentnym facetem.

I.K.: To, co teraz powiedziałeś równie dobrze mógłby powiedzieć Muzykolog, główny bohater twojej najnowszej książki. Nie boisz się, że w ten sposób odkryjesz siebie? Nawet nie znając Cię zbyt dobrze, można znaleźć sporo powiązań miedzy tobą a nim, które świadczyłyby o ich nieprzypadkowości...
Ł.Ś:
Oczywiście, jestem absolutnie przekonany od samego początku pisania książki, że wiele osób będzie pewna, że jest to część mojego życia. Z jednej strony napisałem tę książkę pod wpływem własnych obserwacji, jednak te wszystkie sytuacje, które tam się rozgrywają to jest fikcja literacka. Przy czym starałem się, aby była jak najbardziej bliska, by można było w nią uwierzyć. Jest także taka kwestia, że najlepsze książki pisze się o tym, co się dość dobrze zna, więc chyba nie odważyłbym się napisać swojej pierwszej powieści na temat, który znałbym tylko z książek. To by nie było „miodne". Ciągle by czegoś brakowało, byłby to teatr, a tego starałem się uniknąć. W związku z tym będę teraz zbierał tego plon, ale jest to sprawa nie do uniknięcia. Myślę, że będzie ciekawie przy następnej książce, tym razem o trupach, gdzie nikt nie będzie się pytał, czy to ma w jakiś sposób związek z moją osobą. Chociaż śmiem twierdzić, że opowieści grozy są bliższe memu życiu niż „Muzykologia." To zabrzmiało już zupełnie przerażająco. Mówię tak, bo są to w dużej mierze rzeczy, które znam i widziałem, ale przerysowałem do granic możliwości. A „Muzykologia" jest taka trochę bajkowa, romantyczna, marzycielska, choć muszę przyznać, że Muzykolog ma wiele moich cech, zwłaszcza jeśli chodzi o upodobania muzyczne.

I.K.: Czyli twoja dziewczyna może być spokojna? Muzykolog nie do końca jest taki grzeczny...
Ł.Ś.:
(śmiech) Tak, może być najzupełniej spokojna.

I.K.: Więc literacko wolisz ucinać głowy niż iść na romantyczny spacer?
Ł.Ś.:
Nie, to nie tak. Ja bardzo chętnie idę z kobietą na spacer, tylko że na tym spacerze mimo wszystko myślę o ucinaniu głów. I nie jestem w stanie już tego się pozbyć.

I.K.: A jak to jest ze spacerami po Wrocławiu? Piszesz o tym mieście w imię zasady „pisać o tym, co się zna"?
Ł.Ś.:
Przede wszystkim dlatego, ale też po prostu uwielbiam Wrocław, chociaż to brzmi dramatycznie zwyczajnie. Tutaj czuję się bezpiecznie i wydaje mi się, że gdybym osadził główną fabułę w Warszawie, Krakowie, gdzie byłem może ze trzy razy w życiu, to znowu by wyglądało na teatr, a nie na film. Opowiadałem jak to miasto wygląda, nie nazywając go w szczegółach. Jaki efekt dzięki temu uzyskałem, tego do końca nie wiem. Jedyne, co ostatnio zauważyłem, to fakt, że „Gazeta Wrocławska" pisała, iż Śmigiel jako kolejny pisarz sięga do Wrocławia jako tła wydarzeń powieści. Myślę, że to trochę przesadzone. W „Cmentarzysku", mojej kolejnej powieści, będzie tego o wiele więcej. Tam konkretne miejsca we Wrocławiu odgrywają ważną rolę w fabule. A „Muzykologia" to powrót do wspomnień. Dzielnica, gdzie wychowuje się bohater, to moja dzielnica, tego nie będę ukrywać.

I.K.: A jak zaczęła się współpraca z zespołem Centrala 57, który razem z Tobą promuje w oryginalny sposób powieść?
Ł.Ś.:
W zasadzie bardzo prosto - chłopaki przyszli do Uniradia, byli gośćmi któregoś z programów. Usłyszałem ich piosenki i pomyślałem, że to dokładnie taka muzyka, która ilustrowałaby kolejne rozdziały książki. To zdecydowanie miłość od pierwszego usłyszenia - szczególnie piosenka „Obudź w sobie nowy dzień." To cały Muzykolog - romantyczny gość wlokący się przez śnieg, na oblodzonej ulicy, idący do domu, do dziewczyny, którą zawsze kochał, a ona nigdy prawdziwie z nim nie była. To też traktuję jako eksperyment, bo nie przypominam sobie, by ktoś w Polsce tak silnie łączył promocję książki z muzyką.

I.K.: Dlatego życzę, by ten i inne eksperymenty się udały. Dziękuję za rozmowę.
Ł.Ś.:
Dziękuję.

Rozmawiała: Iwona Kusiak
dlaLejdis.pl

Fot. Joanna Figarska

Słowa kluczowe: wywiad muzykolog książka wrocław rozmowa demony centrala 57
Komentarze
Redakcja dlaStudenta.pl nie ponosi odpowiedzialności za wypowiedzi Internautów opublikowane na stronach serwisu oraz zastrzega sobie prawo do redagowania, skracania bądź usuwania komentarzy zawierających treści zabronione przez prawo, uznawane za obraźliwie lub naruszające zasady współżycia społecznego.
Zobacz także
Ewelina Wyspiańska-Trojniarz
Ewelina Wyspiańska-Trojniarz omawia "Rytuał krwi". Powieść fantasy jest już dostępna! [WYWIAD]

To, co jest na pewno unikatowe w mojej książce, to motyw burzenia czwartej ściany - mówi autorka.

Europejska Noc Literatury 2023
Europejska Noc Literatury 2023 - czy to była udana edycja? [Relacja, Foto] Wrocław

Czy warto było odwiedzić "Gabinet osobliwości"?

Anna Ryś, fot. Barbara Bogacka
Anna Ryś o książce "Dobrze zagrane": Powinna spodobać się każdemu, kto jest młody duchem [Wywiad]

Byłoby mi miło gdyby dzięki mojej książce więcej dziewczyn stwierdziło, że piłka nożna to sport dla nich - komentuje autorka.

Polecamy
Anna Ryś, fot. Barbara Bogacka
Anna Ryś o książce "Dobrze zagrane": Powinna spodobać się każdemu, kto jest młody duchem [Wywiad]

Byłoby mi miło gdyby dzięki mojej książce więcej dziewczyn stwierdziło, że piłka nożna to sport dla nich - komentuje autorka.

Za nami premiera "Empuzjonu" i spotkanie z Olgą Tokarczuk we Wrocławiu [Relacja, FOTO]

Zobaczcie, jak wyglądało to literackie wydarzenie w Hali Stulecia!

Polecamy
Ostatnio dodane
Ewelina Wyspiańska-Trojniarz
Ewelina Wyspiańska-Trojniarz omawia "Rytuał krwi". Powieść fantasy jest już dostępna! [WYWIAD]

To, co jest na pewno unikatowe w mojej książce, to motyw burzenia czwartej ściany - mówi autorka.

Europejska Noc Literatury 2023
Europejska Noc Literatury 2023 - czy to była udana edycja? [Relacja, Foto] Wrocław

Czy warto było odwiedzić "Gabinet osobliwości"?

Popularne
Hanna Lemańska nie żyje
Hanna Lemańska nie żyje

W niedzielę 31 sierpnia 2008 roku zmarła Hanna Lemańska-Węgrzecka autorka "Chichotu losu", "Aneczki" oraz "Jak będąc kobietą w dowolnym wieku zepsuć życie sobie i innym. Poradnika dla początkujących".

Fenomen Christiana Greya
Fenomen Christiana Greya

"50 twarzy Greya" to bestseller ostatnich miesięcy. Na czym polega fenomen książki i dlaczego kobiety niemalże każdego kontynentu zachwycają się Panem Greyem?

Brak zdjęcia
Ch. Bukowski - Najpiękniejsza dziewczyna w mieście

Można zakończyć robienie laski na kilka różnych sposobów. Można na przykład połykać i nie połykać. Charles Bukowski, natomiast robi czytelnikowi laskę, a następnie pluje mu jego własną spermą w twarz. A ten się jeszcze z tego cieszy.