| |
Można zakończyć robienie laski na kilka różnych sposobów. Można na przykład połykać i nie połykać. Charles Bukowski, natomiast robi czytelnikowi laskę, a następnie pluje mu jego własną spermą w twarz. A ten się jeszcze z tego cieszy.
Zazwyczaj trudno jest spojrzeć beztrosko w lustro i przyznać, że jest się dupkiem. I to jeszcze dupkiem tego rodzaju, który poświęca całe swoje życie po to, aby ktoś doił go do oporu. A do tego mniej więcej zmusza czytelnika lektura Bukowskiego. Zabawa polega na tym, żeby przymknąć na to oko i uznać, że Bukowski pisze dosyć zabawne, wulgarne opowiadanka, które wyczerpują się ewentualnie w tym, że „poucza on o kondycji współczesnego człowieka”. Podczas kiedy Bukowski stara się pisać z wnętrza tego co sytuuje się na marginesie tak zwanych norm społecznych, odczytuje się go na ogół jako kogoś kto na owym marginesie przyglądał się przenikliwie jego mieszkańcom, pozostając jedynie wysłannikiem kultury zapisującym wnioski. W ten sposób można udawać, że Bukowski ogranicza się do kilku złośliwych uwag na temat panującej obyczajowości. No i również w ten sposób można tam, gdzie Bukowski pokazuje codzienność i zwykłe życie, dostrzegać degenerację oraz bunt przeciwko światu. Bo naturalnie świat jest tym, co określane mianem normalności. Świat, to perspektywy, zawód, dom, rodzina, tolerancja, etc. Świat streszcza się w normatywnym rzygu pod tytułem: „Rób co chcesz, ale przecież trzeba jakoś zarabiać na życie”. Jeśli nie będziesz zarabiać znajdziesz się na dnie, a dno to miejsce w którym istnieje tylko i wyłącznie degeneracja. Gnijące resztki po tym, co wypadło z rytmu cyklu życiowego.
Ale o co właściwie chodzi? „Najpiękniejsza dziewczyna w mieście” jest zbiorem literackich fotografii, na których znajdują się brzydcy ludzie starający się unikać ładnego świata. Na słodkim ciałku osiemnastoletniej dziewczyny sfotografowana jest wielka różowa niedogojona blizna, skrywana przez bluzeczki i apaszki. I zasadniczo ta blizna „tytułowej” najpiękniejszej dziewczyny jest głównym motywem tak książki, jak i całej twórczości Bukowskiego. Do znudzenia pisze on o tym, o czym na co dzień nie chce się mówić, chyba, że jako o przestrodze. Żyj jak chcesz, żebyś się tylko nie stoczył. I miejscu, w które się staczasz Bukowski przygląda się z uporem maniaka, tak długo aż wreszcie widać, że tam gdzie dostrzegano tylko dno szamba toczy się życie takie samo jak na jego powierzchni. Bo zasadniczo, dla Łukowskiego, podział na normalność i margines to podział między masą rzadkiej i pływającej na powierzchni sraki i gęstych grudek kału spływających na dół, a przez to mniej widocznych, mniej normalnych.
Idąc dalej, można powiedzieć tyle: męty i menele muszą funkcjonować jakoś w społeczeństwie racjonalnego planowania życia, jak i normalni ludzie muszą jakoś pogodzić się z funkcjonowaniem marginesu społecznego. Mogą go sobie oczywiście ujarzmić i oswoić poprzez nadanie mu specyficznej poetyki. I tak też funkcjonuje Bukowski, jako ktoś kto zabiera nas w poetycką podróż po tanich barach i obskurnych hotelach, w świat szumowin i pijaków. Ewentualnie pisze on o tym, że inny „sposób na życie” jest również możliwy. I oczywiście ani na chwile nie porzuca się przy wypowiadaniu takich opinii protekcjonalnego tonu, upewniającego, że to „nasz” sposób jest lepszy. Studia, praca, rodzina. Studia praca rodzina, przyprawione ewentualnie szczyptą zwietrzałego szaleństwa.
Tym czasem Bukowski nie ma z takim pierdoleniem nic wspólnego. Dokonuje on odwrócenia tradycyjnej relacji tego co normalne i tego co znajdujące się na marginesie, tak, że nagle to ów dominujący „regularny tryb życia” okazuje się wypaczeniem. Pokazuje wreszcie sztuczność takiego podziału i to jak rozgrywa się zabawa w napędzanie i hamowanie potrzeb, które potrzebami nie są. Chodzenie do pracy, której się nie cierpi, po to, aby zarobić więcej pieniędzy niż potrzeba, chyba żeby kupić więcej rzeczy, które są potrzebne tylko po to, aby przypodobać się ludziom, za którymi tak naprawdę się nie przepada; to chyba najbardziej drażni Bukowskiego. Jest to zradykalizowana analiza piramidy Maslova. I naturalnie w ramach tej piramidy wszyscy są do gruntu egoistyczni i źli. A w ogóle, to Bukowski ma gdzieś takie interpretacje. Po prostu pisał co widział, a że ktoś to czytał, to fajnie. W końcu jak sam twierdził był najlepszym pisarzem w Stanach Zjednoczonych i nie musiał się martwić o takie pierdoły jak przekaz dzieła. Mateusz Janik (mateusz.janik@dlastudenta.pl) |