Białoruskiego kamikaze, poproszę!
2014-01-17 19:03:16"Ludzie, którzy latami nie wstawali ze swoich łóżek, starzy, sparaliżowani, prosili swoje dzieci: Przyjeżdżaj, zawieź mnie na głosowanie. Dzieci pytały: Po co? Przecież i tak sfałszują wybory. A ci starzy odpowiadali: Nie, ja chcę na Łukaszenkę głosować. I oto oni, chorzy, z kulami, kijkami szli na mnie głosować. Jak w Piśmie Świętym: Wstań i idź. Tak było"
Białoruś to kraj dla Polski bardzo bliski, ale tylko geograficznie. To ten z naszych sąsiadów, do którego jest nam zdecydowanie najdalej - niewielu z nas tam było i zdaje sobie sprawę z tego, jak przedstawia się tamtejsza rzeczywistość. Pierwsze wrażenie z pobytu w Mińsku może być przyjemnie zaskakujące - nigdzie nie ma kojarzonych z PRL-u pustych sklepów, drogi są ładne, a miasto czyste. Pozory jednak mylą - Białoruś mentalnie w dalszym ciągu osadzona jest bardzo głęboko w realiach Związku Radzieckiego. Obywatel jest bezbronny wobec osaczenia aparatu państwowego, a sami ludzie nie znają nie tylko historii swojego narodu, ale często nie potrafią się nawet posługiwać ojczystym językiem. Tylko w podzielonym społeczeństwie, którego część nie odczuwa własnej tożsamości i najchętniej zostałaby przyłączona do Rosji, po władzę mógł sięgnąć tak skrajny populista jak Aleksander Łukaszenka, który urząd prezydenta sprawuje już od 20 lat.
Nie sposób mówić o Białorusi bez przybliżenia jego postaci. Łukaszenka to centralna postać książki Andrzeja Poczobuta, a fascynujący opis jego dojścia do władzy oraz sposobów jej utrzymania zajmują połowę "Systemu Białoruś". "Baćka" (uciskany naród tak kocha swojego pana, że nazywa go "ojcem") okazał się politycznym kamikaze, który wielokrotnie stawiał całą swoją karierę na jedną kartę i zawsze wygrywał. Mógł być wielokrotnie strącony w niebyt przez znacznie wówczas silniejszych od niego graczy, ale jego wielką siłą było to, że przez długi czas nikt nie traktował poważnie nieokrzesanego i wydawałoby się nieszkodliwego "wujka ze wsi". Pozwalano mu zatem krzyczeć i tym samym zdobywać stopniowo coraz większe poparcie wyjątkowo podatnego na proste hasła ludu. Chorobliwie ambitny Łukaszenka z dyrektora sowchozu szybko wyrósł na cynicznego polityka pełną gębą, który sztukę manipulacji i propagandy opanował do perfekcji. Kiedy już wypłynął na walce z korupcją i paradoksalnie dzięki wolności słowa oraz wolności gospodarczej (sic!) sięgnął po prezydenturę, błyskawicznie zaczął przemieniać kraj w swój autorski i dyktatorski twór, w którym najważniejsze dla utrzymania porządku są uczucie strachu przed władzą i szara stabilizacja, która nie daje nadziei na lepszą przyszłość. To nie tylko opinia międzynarodowych analityków i spejalistów, ale zwykłych mieszkańców Białorusi, którzy są bohaterami przejmujących reportaży drugiej połowy "Systemu".
Poczobut przedstawia całość w sposób doskonały pod względem fabularnym. Represjonowany przez opisywany system dziennikarz polskiej mniejszości na Białorusi nie ma złudzeń wobec stricte mafijnych metod stosowanych przez Łukaszenkę i taką też stosuje narrację. Obok owinięcia sobie wokół palca mediów i biznesowych oligarchów, "Baćka" potrafi być okrutnie bezwględny wobec opozycjonistów, własnych sojuszników politycznych, których samodzielność bez mrugnięcia okiem marginalizował dzięki zastępowi miernych, biernych, ale wiernych, a w skrajnych przypadkach nie miał żadnych skrupułów przed posunięciem się do politycznego mordu. Lud stoi jednak za nim bezwarunkowo i pomimo oczywistych wyborczych fałszerstw jego poparcie w społeczeństwie jest nadal bardzo wysokie. Ale może to nie powinno dziwić - stałym elementem białoruskiej telewizji są rozbudowane i wyreżyserowane show, gdzie wściekły Łukaszenka ruga macią oraz każe wyprowadzać w kajdankach ministrów i urzędników, którzy "nic nie robią i kradną", rozwiązuje problemy schorowanych emerytek, a podstawieni rolnicy i weterani wojenni proszą go, aby rządził do końca życia.
Punkt pierwszy - prezydent ma zawsze rację. Punkt drugi - kiedy prezydent nie ma racji, patrz punkt pierwszy. To twarda ręka Łukaszenki doprowadziła do tego, że Białoruś nigdy nie dała sobie samej szansy, a demokracja i kapitalizm to tam wciąż pojęcia nieznane. Dziękujmy Bogu, że taki facet nigdy nie rządził Polską, bo tak daleko od tego wcale znowu nie było.
"Łukaszenka: Czy poradzicie sobie ze żniwami?
Gubernator obwodu brzeskiego Sumar: Nie chciałbym się z Bogiem sprzeczać Aleksandrze Ryhorawiczu, przecież widzicie, jaka jest pogoda.
- Przecież ja nie jestem Bogiem.
- Wy jesteście trochę wyżej.
- Dziękuję"
Andrzej Poczobut, System Białoruś, Wydawnictwo Helion, premiera 23 października 2013
Jerzy Ślusarski
(jerzy.slusarski@dlastudenta.pl)